czwartek, 16 kwietnia 2015

Ace Combat: Assault Horizon

Zwolniłem hamulec postojowy. Żółty macha pałeczkami, pokazując mi, gdzie mam skierować maszynę. Po chwili jestem już na pozycji. Fioletowi leją mi do pełna, czerwoni i zieloni pakują mój plecaczek w prezenty, niebieski obsadza mnie na wyrzutni. Robiłem to już setki razy, ale za każdym razem kalkuluję, czy Nimitz nie jest przypadkiem za krótki. Dostałem światło, rzucam okejkę do żółtego, pozostali zabezpieczają po okręgu. W słuchawkach słyszę niezwykle wyszukane rock and roll, baby! Łatwo im mówić, to nie oni siedzą na sześciu tonach fajerwerek. Słyszę odliczanie. Siedem, sześć, pięć... ile razy słyszałem już te słowa. Mogliby mówić je w innym języku, dla odmiany. Trzy, dwa, jeden... Wychodzisz! Ciągnę przepustnicę do siebie. Ogromny huk za moimi plecami wyrywa mi z ciała wszystkie organy. Skrzydła składam w deltę, a nawet ciaśniej. W tym momencie zaczyna działać wyrzutnia, pchając mnie do przodu tak brutalnie, że krew odpływa z oczu, przez co przez chwilę nic nie widzę. Po ułamku sekundy jestem już na prędkości nośnej. Bam! Wyrzutnia się rozłącza, a ja jestem już nad wodą. Chcę wykonać manewr zawracania, bo mój cel jest za mną, ale wolant nie reaguje. Wpadam w panikę, czuję, że zbladłem. Patrzę na wolant, ale okazuje się, że kontrolki mojego DualShocka umarły. Znowu rozładowany kontroler...

--

Namco od zawsze trzymało się ścisłej czołówki najbardziej wpływowych wydawców w branży elektronicznej rozrywki. Legendarny Pac-Man, kultowy już Ridge Racer, fenomenalny Tekken... Top Guna widzieli wszyscy, ale nie było w zasadzie w co grać. Każdy chciał stać się takim amerykańskim herosem w aviatorach, ze śnieżnobiałym uśmieszkiem, dojeżdżającym do bazy na stylowym motocyklu, wychodząc z mieszkania swojej pięknej dziewczyny... Nie każdy jednak mógł osiągnąć to, co chciał, więc japończycy wyskoczyli z pomysłem, że machną konkretnym, zręcznościowym symulatorem lotów wojskowym myśliwcem. No strzał w dziesiątkę! Project Aces, stanęło na wysokości zadania i tworzyło kolejne i kolejne, tak samo dobre, a nawet lepsze, części. Jest rok 2011, PlayStation 3 króluje na rynku od dobrych czterech lat, a nie zobaczyliśmy jeszcze ani jednego tytułu od Asów. W końcu, na sklepowe półki trafia kolejna część. Czy długie oczekiwanie na kolejnego Asa zostanie wynagrodzone? 


Ace Combat: Assault Horizon

Tym razem przyjdzie nam poznać historię, wcielając się w podpułkownika Williama Bishopa. Jest liderem Szwadronu Wojenny Wilk ze 108. grupy bojowej. Chłop swoje już widział, kilka razy musiał się wysypać z maszyny, niejednego bandytę już zestrzelił. Fabuła produkcji nie należy do majstersztyków, ponieważ nie jest to najważniejszy element w tego typu grach. Amerykański pilot na misjach, depczący po piętach Ruskiemu, który próbuje użyć nuklearnej głowicy taktycznej. Naszym zadaniem jest powstrzymać Sowieta, zapobiec nuklearnej katastrofie, uratować świat i zebrać wszelkie honory od całego świata. U nas takie rzeczy robi się od ręki. 



W tej odsłonie Ace Combata wydarzenia z gry umiejscowione zostały w realnym świecie, a nie, jak w większości części - Strangereal. Polatamy zatem nad gorącym i suchym Dubajem, słonecznym Miami, zasypaną śniegiem Moskwą i wieloma innymi lokacjami. Na szczególną pochwałę zasługuje system, w jaki zaprojektowano poziomy - Asy wykorzystały dane satelitarne, aby jak najwierniej odtworzyć odwiedzane przez Warwolf Squadron lokacje. Można zatem w Dubaju znaleźć budynek, w którym mieszkamy! Akcja tytułu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w roku 2015. Zobaczymy zatem Burdż Chalifa oraz inne ikoniczne miejscówki rodem z pocztówek. 



Koncepcja tytułu pozostaje niezmieniona - pilotujemy myśliwiec, niszczymy cele powietrzne, wodne i lądowe. Od razu natomiast zauważyć można nowości i usprawnienia, którymi tytuł ten został sowicie obsypany. Teraz pewnie najwięksi fani Ace Combata krzykną: co oni zrobili!?, ale w najnowszej odsłonie lotniczej gry akcji przyjdzie nam od czasu do czasu zasiąść za sterami mocarnego AH-64. Oprócz tego od czasu do czasu wcielimy się w operatora stacjonarnego działa umieszczonego w luku helikoptera. Gra przechodzi wtedy do postaci "rail shootera", gdzie wszystko dzieje się automatycznie oprócz celowania i strzelania, co pozostaje naszym zadaniem. Niby fajnie, coś nowego, i w ogóle. Niestety, na tym zabawa się kończy. O ile pilotaż samolotu, który dopracowywano przez ostatnie dwadzieścia lat jest świetny, tak nowo wprowadzony śmigłowiec pilotuje się już trochę drętwo. Czasami miałem wrażenie, że lepiej zrobiono to w grach z serii Grand Theft Auto, co nie jest przecież głównym elementem tej produkcji! Wiadomo, AH-64 jest dosyć zwinne żeby wykręcić śrubę, unikając pocisków, ale nie w takim tempie, nie z taką gracją, nie z takim sprytem! To tylko nadal zwykły, opancerzony śmigłowiec bojowy... Rozumiem, że nie jest to symulator pokroju Microsoftu, ale jeśli samolot zachowuje się całkiem rozsądnie i wiarygodnie, tak helikopter wyszedł im po prostu, blado. Dodatkowo, jeżeli mówimy już o babolach, wypadałoby wspomnieć o czasami szarpiącej animacji, co przy tytule tak dynamicznym może być niewybaczalne, oraz trochę skopanym systemem gubienia DFM-u, o którym więcej poniżej. Nasz samolot potrafi czasami po prostu rąbnąć w ziemię i odbić się jak piłka otrzymując krytyczne obrażenia. Może to wina poziomu trudności (grałem na normalnym), ale nie powinno to tak wyglądać na żadnym z nich. 



Kolejną nowością wartą opisania (o operatorze działka nie pisałem, ponieważ element ten nie wprowadza nic, czego do tej pory nie widzieliśmy) jest system Dogfight (DFM). Co to za kapitalna rzecz! Kojarzycie światowej sławy sekwencje w filmach akcji, gdzie jeden myśliwiec goni w bezpośredniej bliskości myśliwiec wroga? Właśnie coś takiego wprowadzono do najnowszej części Ace Combat. Wszystko to zostało okraszone genialnymi, przepełnionymi efektami, akcją i adrenaliną ujęciami, które u entuzjasty (czytaj: mnie) wywołują ciarki na plecach. Po zbliżeniu się do wroga, na naszym HUD-zie pojawi się okrąg otaczający wrogą maszynę. wtedy, za przyciśnięciem spustów na kontrolerze, przechodzimy w tryb pościgu. Wygląda to fe-no-me-nal-nie! Poprzednie części nużyły za sprawą lekko nudnej walki - czekaj na czerwone, strzelaj, módl się, żeby nie było miss'a. Tutaj, zbliżam się do bandyty, załączam DFM i nie mogę się napatrzeć na spektakularność tego, co właśnie wyświetla mój telewizor! Niektórzy z pilotów wroga w mapach miejskich będą próbować nas gubić, lawirując pomiędzy biurowcami, przechodząc pod mostem czy też idąc na żyletkę przez jakieś ciasne przejścia. Co lepsze, wrogowie również mogą użyć na nas DFM. Na wyświetlaczu pojawi nam się stosownie zobrazowana pozycja wrogiego samolotu za nami. Możemy wtedy, standardowo, wyrzucić flary dla zmyłki, możemy przyspieszyć, możemy również zwolnić, aby w ostatnim momencie zrobić kontr-manewr, który pozwoli nam na natychmiastowe załączenie DFM-u na wrogu. Nie jestem w stanie wyrazić słowami epickości tego trybu! To trzeba po prostu zobaczyć. 



Graficznie tytuł zrealizowany jest na na prawdę najwyższym poziomie. Moc obliczeniowa konsol siódmej generacji pozwala na wprowadzenie bardzo szczegółowych modeli samolotów, dobrze wyglądających terenów misji, mocy świetnych efektów specjalnych i ciekawych filtrów. Dla przykładu, do fenomenalnego już Dogfight Mode dochodzi jeszcze niesamowicie stworzona oprawa graficzna! Samolot wydziela gorące powietrze z dysz, przy ostrych manewrach widać, jak płaty skrzydeł tną powietrze tworząc specyficzne "paski", prędkość i skupienie wzroku na wrogu powoduje rozmycie i makro całej reszty. Gwóźdź programu tkwi jednak w stacjonarnym działku maszynowym, jakie zamontowane zostało w myśliwcu. W DFM-ie, ostrzeliwując wroga z tego właśnie działka, będziemy świadkami jednego z najbardziej kapitalnych efektów, jakie widziałem w tego typu grze. Samolot dosłownie rozsypuje się pod wpływem faszerowania go ołowiem! Prucie do wroga zostawia dziury w kadłubie jego statku powietrznego, z których wydobywa się ogień za sprawą niskiego ciśnienia powietrza i temperatury poszycia myśliwca. Wygląda to po prostu bosko. Po zestrzeleniu samolotu wroga, możemy często zobaczyć, jak ze zniszczonej maszyny katapultuje się pilot, lub jak po prostu wypada z niej pod wpływem siły, która wyrywa go z kokpitu. Lokacje dzienne wyglądają przepięknie - mamy miraże górne, mamy świetne promienie słoneczne, w szybie maszyny odbija się nasza sylwetka. W nocy zaś - mamy genialną grę świateł, błyski otaczające pole powietrznej bitwy, refleksy na wodzie i w szybach budynków. Opady atmosferyczne świetnie obejmują pędzący z prędkością dźwięku myśliwiec, dzięki czemu widzimy jedynie deszczowe strugi, przypominające wejście w nadświetlną z "Gwiezdnych Wojen". 



Oprawa dźwiękowa to również bardzo mocny i bardzo istotny element serii. Maszyna brzmi tak, jak powinna, wszelkie dźwięki eksplozji, pocisków, pędzącej wodą torpedy czy też powietrzem rakiety są jak najbardziej odpowiednie i dobrze zrealizowane. Głosy pilotów, które słyszymy w radiostacji, również jak i głos dowództwa z bazy - wykonane jak najbardziej poprawnie i dobrze. Dźwięki autopilota również zostały dopracowane w najmniejszych szczegółach - są takie, jak w prawdziwych odpowiednikach samolotów, które zostały umieszczone w grze. Zatem amerykański Tomcat krzyknie nam caution, a rosyjski MiG krzyknie wnimanje. Polepsza to znacznie odbiór pozycji, dzięki czemu łatwiej nam utożsamić się ze zdarzeniami widzianymi na ekranie. Ścieżka dźwiękowa produkcji jest najwyższych lotów. Muzyka jest typowo wojenna, orkiestrowa, czasami sypnie czymś mocniejszym - wszystko odpowiednio do napięcia panującego w konkretnym momencie. Na owacje na stojąco zasługuje piosenka z misji finałowej. Coś takiego widuje się tylko w zakończeniach Metal Gear'ów! Melodia zagrana i zaśpiewana przez kobiecy wokal jest tak genialna, że czuje się powagę sytuacji i nie jest tajemnicą fakt, że jest to moment kulminacyjny fabuły i samej gry. Jak tryb DFM trzeba było zobaczyć, tak to trzeba usłyszeć. 



Wypadałoby wspomnieć słów kilka na temat statków powietrznych, które będzie nam dane pilotować podczas rozgrywki. Dostępnych jest blisko pięćdziesiąt różnych samolotów, do których dostępne są również różne kamuflaże. Dzielą się one na typowe myśliwce ofensywne pierwszego kontaktu z uzbrojeniem powietrze-powietrze, są też maszyny uniwersalne, które równie dobrze radzą sobie z celami na lądzie i wodzie, mamy też konkretne samoloty do celów lądowych i wodnych, które nie są zbyt szybkie i zwrotne, ale posiadają za to ogromną ilość uzbrojenia na pokładzie. Wszelkie samoloty są licencjonowane, wsiądziemy zatem do legendarnych F-16, F-14 Tomcat, F-117A Nighthawk, MiG Fulcrum i wielu, wielu innych, uznanych statków powietrznych. Wszystkie z maszyn zachowują się inaczej, brzmią inaczej, mają inną wytrzymałość i różnią się osiągami i właściwościami na polu bitwy.

--

Podsumowując, Ace Combat to godny pretendent do wprowadzenia serii na nową generację. Fabuła nie zachwyca, ale jej braki z nawiązką wynagradzane są przez miód i genialność tego tytułu. Graficznie jest świetnie, technicznie bardzo dobrze, oprócz kilku baboli, które wspomniałem, dźwiękowo perfekcyjnie. Największą zaletą tego tytułu będzie bez dwóch zdań nowość pod postacią trybu DFM, który bije wszystko inne na głowę. Tytuł ten polecam wszystkim maniakom awiacji, ludziom gustującym w grach akcji oraz tym, którzy po prostu chcą sobie polatać. Entuzjaści serii nie powinni być zawiedzeni - ja na pewno nie byłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz